Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom II 203.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tegoż dnia poświęcił ks. Jordan pierwszy kamień kościoła, który miał się wznieść na jéj miejscu. Działo się to jawnie, bezkarnie, o starych wróżbitach i gęślarzach słychać nawet nie było, znikli gdzieś i niepokazywali się więcéj. Kraj był spokojny, lud milczący... księża przebiegali go bezpiecznie, ale u możniejszych tylko znajdowali gościnę i posłuch chętny — osadnicy ubożsi milcząco i obojętnie dawali im mówić nieodpowiadając wcale. Pomiędzy niemi nawrócenia były rzadkie.
Z pierwszym skowronkiem, po roztopach wiosennych przybyło czeskie poselstwo i Bohowid staruszek, który dawne czasy pamiętał.
Dubrawka wyszła pieszo przeciwko niemu; Mieszko przyjął ze czcią należną. Dwór, wojsko, co było chrześcian i tych, którzy niemi zostać mieli, wszystko pierwszych dni marca pociągnęło do Gniezna.
Pochód był uroczysty, powolny i wspaniały, lecz drogi, któremi ciągnął puste. Gdziekolwiek został jeszcze ślad pogaństwa, zatykano krzyże białe po drodze, które księża poświęcali.
Na wszystkich rozstajach, u źródeł, gdzie dawniéj składano ofiary, wznoszono znamiona wiary. Nigdzie i nikt nie śmiał stanąć w obronie dawnych bogów. Na widok tego orszaku, któremu towarzyszyły czeskie poczty — ludzie z pól