Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom II 162.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Hatton głową skinął potakująco. Rozpinał mu kaftan łuską wyszywany, pod którym drugi skórzany widać było. (Noszono ich po kilka na sobie.)
— U nich... u nas... — mówił daléj Wigman — wszystko pod humor i od fantazyi... Gdybym na Ottona dobrego trafił, dobrzeby mi było, los mój chciał, abym na złego padł...
Pamiętasz Hattonie — dodał — Gintera ratysbońskiego biskupa? I co mu dało biskupią dostojność?..
Hatton milczący głową pokiwał.
— Otto szedł rano na mszę w Ratysbonie do klasztoru świętego Emmerama. Po drodze powiedział sobie: Stołek biskupi wakuje... komu go dać? komu?.. niechaj los wybiera... Pierwszy duchowny, którego spotkam, biskupem będzie... U furty klasztoru ubogi Ginter mu otwiera... Co mi dasz za biskupią infułę? pyta Otton. — Miłościwy panie, śmiejąc się odparł biedny księżyna, nie mam nic swojego oprócz podartych na nogach chodaków... I został biskupem... — dorzucił Wigman. — Tak samo ja w dobrą godzinę mógłem być saskim księciem w miejsce Hermana...
Hatton ostatni kawał zbroi odczepiał i znowu mruczał coś niezrozumiale.
— A coby ci po tém przyszło miłościwy panie — rzekł chmurno. — Albo w łaskach będący Herman nie wywołał na się gniewu cesarskiego za to, że go w Magdeburgu przy biciu w dzwony