Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom II 143.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z rozdrażnienia i począł namawiać do wystąpienia nocą, w umówiony dzień przeciw wszystkim dworom i chatom, które posądzano o odstępstwo. Dwory miały być popalone, chrześcianie zamordowani. Gdy się to stanie — mówił — Mieszko zadrży i nie będzie śmiał się porywać!
W pierwszéj chwili wszyscy mu potakiwali[1] gniew i pragnienie zemsty było wielkie, lecz drugiego dnia, jakiś dziad wpadł na myśl inną, i zdaniem wielu, rozumniejszą jeszcze.
— Dobrze — rzekł — niechaj tak będzie, ale wprzódy popróbować trzeba. Pójdziemy wszyscy, choćby w tysiąc ludzi na skargę do Mieszka, że nam się stała krzywda, która nieszczęście, grad, pioruny, głód na okolicę sprowadzi, zobaczemy co powie.
Warga śmiał się — ale inni jakoś przystali. — Uchwalono gromadą iść z podarkiem i skargą do miłościwego pana. Nim się jednak ludzie zmówili i zebrali — drugiego dnia dano znać z okolicy na Dąbrowach, że słup kamienny, który tam téż stał od niepamiętnych czasów, nocą ręka jakaś zuchwała obaliła, a staczając się z pagórka, bóg na kawały się rozpadł. Ludzie na nowo zapalili się gniewem i od Biela pobiegli na Dąbrowę płakać nad okruchami zwalonego słupa. Tu znaleziono ślady koni kilku pod dębami i dowody, że ludzi musiało być wielu, boby téż temu jeden nie podołał. Warga wołał o zemstę i wskazywał dwory

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; brak przecinka.