Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom II 141.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wypadek niespodziany, na nowo ostygłe te uczucia przywiązania do dawnych obyczajów, rozbudził. O mil dwie od Warty i Cybiny, w głąb kraju, w lasach, było jedno z miejsc najwięcéj czczonych i jak świątynia szanowanych. Uroczysko zwało się Białém, rzeczka co je przebiegała Białka, lub Świętą. Wody jéj w chorobach miały cudowną siłę leczącą, gaj otaczający wzgórze za poświęcony i nietykalny się uważał. W pośrodku jego wznosiła się od dawna wystawiona nieforemna postać jakiegoś bóstwa, które Bielem nazwano. Ogromny kamień służył mu za podstawę, a bałwan był z drzewa sękowatego niezgrabnie i grubo wyciosany i przedstawiał niby tułub z głową czapką okrytą; bez rąk, bez nóg, z wyrościami, które piersi uwydatniały. Obok Biela dwa inne żłobkowato wyrobione, jak misy kamienie przeznaczone były na składanie w nich ofiar... Po za gajem przy dwóch dębach w szałasie mieszkał tu zawsze wróżbit stary, który przybywającym pielgrzymom rady dawał, wskazywał jak i gdzie wody świętéj użyć mieli, wróżył im z ziemi i ognia, i żywił się z ich datków...
Jednego dnia przybywające z dala niewiasty, znalazły starego Złogę w szałasie niby uśpionym, a w istocie umarłym... Nic nie okazywało ażeby ktoś na nim gwałt popełnił. Złoga był niezmiernie stary, najstarsi gospodarze, przypominali go sobie niemłodym już siwym. Nie było więc nic dzi-