Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom II 135.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ująwszy miecz w rękę, Otto skinął ku Mieszkowi i odezwał się z uśmiechem.
— Nie znam was, miły kneziu... nie wiem nawet kto jesteście... Dosyć mi tego, że ze sprzymierzeńcem moim i dobrym przyjacielem przybywacie... Chciałbym, abyście i wy téż byli mi przyjaznym, przyjmijcie ten miecz z życzeniem, abyście go nigdy przeciwko mnie nie podnieśli, a raczéj z nim w pomoc mi przyszli w potrzebie, tak jak ja gotów będę was wesprzéć, gdybyście żądali...
Mieszko nie mógł nie przyjąć cesarskiego daru, lecz zarazem uląkł się mocno domyślając, że był poznanym i zdradzonym. Na twarzy Ottona malowało się raczéj zadowolnienie i radość, niż gniew lub podejrzenie. Bolko pobladł w obawie, by nie został posądzonym o wydanie tajemnicy. Nastąpiło krótkie milczenie, a cesarz dodał jeszcze uśmiechając się.
— Na mieczu tym krzyż jest wyryty... niech wam przypomni, iż on jedynie jest znamieniem zwycięztwa... i że tam, gdzie on nie panuje, ani pokój ni szczęście panować nigdy nie mogą...
Wszyscy zatém jeszcze raz się pokłoniwszy cesarzowi odchodzili, a Mieszko, który miecz swój niósł, nie mogąc go ani przypasać, ani ukryć, ściągnął na siebie oczy całego dworu. Oczywistą było rzeczą, iż Otto w nim poznał, lub był uwiadomionym o księciu polańskim. Inni domyślali