Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom II 132.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na granicach plemiona, które najmniejszą nadzieją połechtać się dawały i nakłonić do buntu. Otto wszakże dosyć był teraz mocen na granicy, dzięki Geronowi i przymierzu z Czechami, by się warchoła jak Wigman nie lękać, mogąc raczéj spodziewać, iż Słowianie sami w końcu go pochwycą i albo wydadzą lub zamordują. Nie kazano go więc zatrzymywać, ani się go starano ułagodzić i przejednać, puszczając wolno na losy, jakie go spotkać mogły.
Mieszko w czasie téj rozmowy przysłuchiwał się jéj z nadzwyczajną uwagą, pierwszy raz słysząc cesarza, z głosu i mowy usiłował go odgadnąć. Posłużył mu Wigman więcéj do poznania Ottona, niż cały pobyt w Quedlinburgu.
Dnia tego przed wieczorem jeszcze na podwórzach młodzież rodzaj gonitwy rycerskiéj odprawiała, któréj sam cesarz z wysokiego ganku się przypatrywał, poczém z duchownymi i panami przybocznymi na radę poszedł i na niéj do późna pozostał. Niemniéj jednak podkomorzowie i stolnicy, przy ciągle zastawionych stołach, gości cesarskich przyjmowali. Tak upłynęły na nabożeństwach, turniejach, biesiadach, radach i posłuchaniach dni następne, w czasie których, ośmielony tém, iż go nikt nie poznawał, Mieszko korzystał z pobytu, aby się całemu porządkowi dworu cesarskiego i jego wspaniałościom przypatrzyć. Ciągle w orszaku Bolka, jako jego powinowaty skro-