Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom II 127.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nosił butę człowieka, który się równym krwią z Ottonem sądził.
Wszyscy książęta siedzący u stołu widząc, na co się tu zanosi, radzi byli doczekać końca sprawy, a spodziewać się było można, że i cesarz publicznie doznawszy napaści hałaśliwéj, która jego dostojeństwu uwłaczała, zechce ją powetować tak, aby wszyscy byli świadkami upokorzenia dumnego panka.
Gdy się to przedłużało, Mieszko ciągle twarz musiał odwracać i ukrywać, aby przypadkiem w oko nie wpaść nieprzyjacielowi.
Naostatek, gdy misy srebrne z przed cesarza zdjęto i obrusy szyte, a uczta była skończoną, wyszedł podkomorzy cesarski, dając znak, ażeby się przybliżył.
Jakby od niechcenia zwolna począł iść Wigman, niby pyszniąc się swą odartą odzieżą i we drzwiach naprzeciwko Ottona stanąwszy, ledwie głowę przed nim skłonił.
Dopiero teraz cesarz z groźném obliczem, zmierzywszy go oczyma, potarł gęstą i długą brodę i stłumionym głosem zapytał go, czego chce?
— Czego ja chcę, miłościwy panie — ochrypłym i gniewnym tonem ozwał się Wigman — łatwo to odgadnąć spojrzawszy na mnie i przypomniawszy kto jestem. Wszyscy ci nawet, co wojowali z cesarzem i miecz na niego podnieśli,