Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom II 117.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szkańcach i panu krajów, żyjących w pierwotnych wieków prostocie.
Trony — cesarski i biskupi, stojące naprzeciw siebie, zwróciły naprzód jego oczy. Na jednym z nich siedział w czapce ze złocistém kołem i przepaską kamieniami sadzoną, mąż surowéj twarzy, z brodą ciemną, niestrzyżoną, z pochyloném czołem, zamyślony i smutny. Twarz to była rycerza, pana, człowieka nawykłego walczyć z losem i przełamywać co stało na drodze, poorana marszczkami, fałdami porznięta, ogorzała, zmęczona... Domyśleć się było można w nim ojca, co musiał walczyć z synem, z bratem, z papieżem, z cesarzem byzantyńskim, z saraceny i ugrami, ze słowiany i własnym narodem, który zwyciężył wszystkich i teraz spoczywał w swéj sile, marząc o połączeniu może dwóch koron cesarskich na jednéj skroni, przez Teofanię dla syna wyswataną. Odziany płaszczem purpurowym, obszytym klejnotami, spiętym klamrą iskrzącą na piersi, w przepasanéj kosztownym pasem od miecza tunice, w szkarłatném obuwiu, Otto siedział na tronie złotym, którego dwie lwie paszczęki z pod fałdów płaszcza wyglądały. Zamyślony słuchał pieśni, która się lała powoli jak krew z rany. Nie rozumiejąc słów jéj, czuć było jęk, jakby konających z rozpaczy...
Tuż przy tronie, na stopniach aż do dołu i posadzki, ustawieni byli, jak posągi nieruchome, ce-