Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom II 115.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dne i niezbyt odległe znaleść miejsce na obozowisko, musieli szukać długo, dobierać, a potém się o nie prawie z orężem w ręku dobijać jeszcze.
Z samego miasta, mocnemi mury i wieżami obwarowanego, widoczniejszemi były niż pałac cesarski, klasztory i kościoły, niedawno jeszcze z wielką wspaniałością wzniesione i obdarowane. Cesarskiéj krwi niewiasty pobożne pierwszemi tu były opactwa przeoryszami; w zamkowym kościele grób sascy panowie wystawili dla siebie, tu spoczął Henryk ojciec Ottona i matka jego. Kopuły i krzyże kościelne wysoko panowały nad grodem.
Zaledwie spocząwszy na wytkniętém obozowisku, które Bolko znamieniem swém na włóczni osadzoném naznaczyć kazał, wdziawszy suknie i przypasawszy miecze, Bolko i Mieszko razem poszli do kościoła. Na nieszporném nabożeństwie najłatwiéj mogli ujrzeć zdala pobożnego pana, którego oba oglądać byli ciekawi.
Z niemi i za niemi szedł tłum mnogi z obozu ku kościołom, wśród którego różne narodowości rozpoznać lub domyślać się ich mogli.
Frankijskich strojów prostota mięszała się już z grecką, ze wschodu przywiezioną wykwintnością, krótkie opończe niemieckie ocierały o płaszcze dalmackie fałdziste; szli giermkowie dwubarwni, których odzież napoły była żółta i niebieska, obok rycerzy zbrojnych jakby do wojny