Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom II 100.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gdy w progu ujrzał postać niewieścią... Nie mógł on poznać jéj zrazu, osłonioną miała twarz i głowę czepcem zamężnych niewiast... dopiero zbliżywszy się do niéj... gdy mu się do kolan kłaniała, ujrzał w niéj siostrę swą Hożę...
— A zkądże ty tutaj?— zapytał... jakim sposobem?
Hoża poczęła od rzewnego płaczu... zaszła się, tuląc twarz w chustach i nie mogła mówić długo...
— Gdzie mąż twój? — zapytał Włast...
Po nowych łzach i płaczu domyśleć się mógł brat, iż jakiś los nieszczęśliwy spotkać musiał Wojsława; nie chciał już naglić o odpowiedź... bo Hoża coraz nowemi zalewała się łzami.
Jarmierz, który za nią stał, szepnął mu na ucho, że dziesiętnicy Mieszkowi długo się za nim z jego rozkazu uganiali, nocą go napadli w chacie leśnéj, związanego wzięli na gród, a tam nazajutrz Mieszko obwiesić go kazał...
Hoża opłakując męża, niewiedząc co począć ze swém sieroctwem, i wdowieństwem, pieszo przywlokła się do rodzicielskiego domu... w którym musiała szukać przytułku.
Upewnił ją Włast, że pozostać może, i mieszkać jak u rodzica, pocieszając zasmuconą. Zdziwiło go tylko, że kneź, który go widywał ciągle i mawiał z nim prawie co dnia, ani o odbudowaniu dworu, ani o sprawiedliwości domierzonéj nad Wojsławem, nie wspomniał nigdy.