Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom II 092.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w których najmniejszego wahania się i niepewności widać nie było...
Po uczcie, która się przeciągnęła, nastąpiły pląsy i tany, ale kniehini, choć im poklaskiwała, okazując, że nie są obojętne, tego dnia nie chciała iść z drugiemi, i pozostała przy mężu. Wkrótce téż Bolko ją odprowadził do dworca, a Mieszko znikł także, zostawując Sydbóra w zastępstwie swém, by gości uraczał, nie dając im się oddalić.
Weselne ucztowanie musiało trwać dni kilka bez przerwy w każdym domu, tém bardziéj w książęcym...
Nazajutrz téż od rana stoły były pozastawiane wewnątrz dworca, i w podwórcach karmiono poczty wojenne polskie i czeskie, które się zabawiały wyścigami, rzucaniem pocisków i strzelaniem... Jak poprzedzającego dnia tak tego tłumy ludu okrywały wały przypatrując się widowisku i biesiadzie...
Szczęściem surowy dozór zapobiegł by wśród tego rozochocenia, chrześcianie z poganami, polacy z czechami nie powaśnili się o lada co. Czeski dwór czując wyższość swoją, lekce czasem sobie cenił i prześmiewał polan, a w tych niecierpliwa krew wrzała, i hamować było trzeba nieustannie, aby z małéj sprzeczki duża bójka nie urosła. Chodziła téż starszyzna naglądając i ładząc natychmiast, gdziekolwiek głośniejszy krzyk usłyszała lub zaognione postrzegła lica.