Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom II 086.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

napełniały nietylko gród, ale zalegały pola nad Cybiną i Wartą. Mnogie téż tłumy ciekawych z uczuciami różnemi zbiegły się patrzyć na przybywającą panię.
Roiło się dokoła ludem, nad drogą wszędzie stały szeregami ciżby niezliczone w oczekiwaniu na to widowisko, którego następstwa napełniały trwogą...
Z tą panią nową jechała wiara nowa, rozpoczynało się życie jakieś nowe, którego przeczucia niepokoiły. Niewiasty płakały, mężowie stali sparci na kijach, zadumani... Starcy przebiegali tłumy z pieśnią żałosną. Czuli wszyscy, iż dzień ten zapowiadał życie odmienne. Jakie? nikt nie śnił naówczas, wiedzieli tylko, że ze starém rozbrat wziąć było potrzeba, a z niém zrosło się wszystko, co najdroższém było.
Pośrodkiem tych gromad milczących, które mogły mniéj śmiałą niż Dubrawka niewiastę przejąć trwogą, przesuwał się orszak Mieszków i czescy rycerze a panowie. Już o mil kilka od Poznania drogi były nabite ludem, ale zarazem poczty wojenne stały na nich, siłę Mieszkową ukazując obcym.
Nie ustępowały one pokaźnością Czechom, ani urodą, ani orężem. Minęły te czasy, gdy Polanie nasiekiwanemi pałkami i smolonemi oszczepami walczyć musieli, mało mając kruszcu i oręża. Za Ziemomysła już zdobyto i zakupiono dosyć zbroi