Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom II 078.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

strojna i niżéj niż zwykle do nóg mu się skłoniła.
— Masz wiedzieć — rzekł kneź — że żonę biorę z wielkiego domu, kniehinię sławną... Jak strzegłaś tamtych, tak i téj służyć będziesz, nad jéj dworem mając dozór... Pilnujże, byś na jéj łaski zasłużyła... a rozkazy spełniała...
Różana pokłoniła się raz jeszcze, chcąc coś pomówić, bo do mówienia zawsze niepomierną miała ochotę, lecz Mieszko nakazał milczenie i poszedł niewieści dwór i izby oglądać. Stały komnaty puste, smutne, ale z przepychem pańskim przygotowane na przyjęcie gościa wielkiego, aby czego tylko kniehini zapragnąć mogła, znalazło się pod ręką. Cienkie tkaniny, kobierce wschodnie, złote i srebrne naczynia, misy, nalewki, dzbany, świeczniki świeciły porozstawiane wszędzie. Śpiżarnie pełne były łakoci, piwnice napojów, a kwiaty, na jakie się jesień zdobyć mogła i wonne zioła porozrzucano wszędzie.
Gdzie dawniéj wrzawa niespokojnych niewiast po całych dniach się rozlegała, teraz cicho już było jak w grobie. Jednę z najpokaźniejszych izb w głębi dworca kneź kazał zostawić pustą, nie mówiąc o jéj przeznaczeniu.
Tegoż wieczora Mieszko poszedł do siostry.
Domyślano się tam zawczasu, co się na zamku gotowało, a Górka nie bardzo była może rada nowéj pani i nowemu porządkowi, nie wiedząc, jak się zgodzi z nieznaną bratową. Podejrzliwém