Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom II 072.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

okolicą rozgorzała, którą i nad Cybiną widać było, przypadli komornicy wysłani od Mieszka na zwiady, i pomagali do ratunku. Kneź więc zawiadomionym był o stracie jaka spotkała Własta.
Nad rankiem odprawiwszy pacierze, dwaj duchowni ruszyli z tych zgliszczów ku Poznaniowi, i stanęli na grodzie właśnie, gdy Sydbór i Mieszko ludzi nowo zaciężnych opatrywali i liczyli. Wszystko się tu zdawało przysposabiać jakby do wojny...
Ruch był na zamku wielki.
Oddziały jedne nie uzbrojone jeszcze przyciągały, drugie z dowódzcami odchodziły. Broń dobywano ze skarbców, liczono się z jéj zapasami w Gnieźnie, nad Cybiną, po innych gródkach Mieszkowych.
Zdala już bystre oko pańskie poznało przybywającego Własta, i mały orszak jego, policzyło znać ludzi i postrzegło nieznajomego w téj kupce. Zaledwie z koni zsiąść czas mieli, gdy Mieszko nadszedł z twarzą, jak zawsze spokojną i wesołą. Nie spojrzał nawet na ks. Jordana, jak gdyby go widzieć nie chciał, i ozwał się zdala do syna Lubonia.
— Dobrze się stało, że starego dworu pozbyliście się — na pół był już spruchniały. Musicie już wiedzieć o tém.
— Tak, miłościwy panie.