Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom II 041.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zaledwie rozkwitłą, z oczyma spuszczonemi skromnie, pokornie małe miejsce zajmował, jakby jak najmniéj chciał być widocznym...
Po lewéj ręce Gozberta, rozparty butnie, na pół leżąc na stole, w kaftanie skórzanym, z ogromnym wąsem, z włosem czarnym najeżonym, z dumą na czole i w oczach, siedział rycerz, jakby tylko co ze zbroi rozdziany, spoglądając po towarzyszach swych z lekceważeniem. Za nim jeszcze podobna mu ale pokorniejsza postać wojaka, tuliła się w cieniu pod ścianą... Dwaj synowie grafa, stali, tylko co powróciwszy, przy ojcu...
Przez ciasne okna z zabudowanego podwórza światło mało co wpadało do izby, która wyglądała smutnie. W głębi jéj niezgrabny, szeroki, nadzwyczajnych rozmiarów komin, od jesiennego chłodu nałożonym ogniem obraniał. Pod jego kapturem kilku rycerzy takich pomieścić się mogło wygodnie... para kłód suchych dogorywała w jego głębi... Na jednéj ze ścian komnaty widać było olbrzymi krucyfiks drewniany, odziany do kolan białą koszulą, którego włosy rzeźbiarz zwątpiwszy o dłucie, zastąpił ludzkiemi... Straszna ta postać nieforemnie wycięta, w istocie bolesne czyniła wrażenie. Na innych ścianach pomalowane były, z niewielkim kunsztem jaskrawe kwiaty i liście, wśród których zaledwie dostrzedz się dawały ludzkie jakieś postacie... Pod ścianami stały ciężkie ławy stare, z dębu wyciosane