Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom II 036.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wali własności niczyjéj, ani żadnego prawa... Sam stary pan i jego synowie Dodo i Berto, z trudnością mogli ich w karbach utrzymać.
Bywały wypadki, że dla przykładu i wieszać i ścinać musiano, dawszy się tylko wyspowiadać, aby na tamtym świecie rachunek znaleźli skończony. Trafiało się, że ci apostołowie po drodze rabowali przez omyłkę kościoły, i w klasztorach zakonnic nie szanowali klauzury. Gdy publiczna pokuta w kościele, i bosy pochód ze stryczkiem na szyi nie pomógł raz i drugi, musiano w końcu uciec się do miecza... Gozbertowi ludzie sławni byli na okolicę, a w bitwach, dobrze zbrojni i wdrożeni okrutną rzeź sprawiali, jednakże woleli zawsze napadać na bezbronne osady, w których swobodniéj mogli dokazywać.
Pomimo rodzaju życia jaki wiódł sam pan i jego słudzy, on i oni nadzwyczaj byli pobożni. W tych czasach im kto więcéj grzeszył, tém czuł się do większéj obowiązany gorliwości i surowości względem drugich i siebie. Gozbert téż dla duchownych był z poszanowaniem wielkiém, a święta, posty i kościelne uroczystości z nadzwyczajną surowością obchodził sam i dopilnowywał by je wszyscy szanowali. Nieraz w wigilją dnia najstraszniejszéj rzezi i rozpusty, rano wszyscy spowiadali się pobożnie, słuchali mszy, i dopiero wziąwszy błogosławieństwo, szli na łupieże i morderstwa...