Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom II 034.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

grafa, który tyle krwi przelał niewinnéj — a zwano go Gozbertem.
Takich jak Gero i Gozbert ludzi potrzebowali cesarze niemieccy do téj walki zjadłéj z pogany, którą wiedli, chcąc zawładnąć ich ziemią, do czego im nawracanie za pozór dobry służyło.
Starym już dziś był ów Gozbert, ale rzemiosła nie rzucał, i wiódł życie, do którego nawykł, na przemiany w swoim burgu ucztując i używając lub na łowy przeciw dziczy wyjeżdżając, z garścią swych ludzi. Ten to Gozbert niegdy Własta był cesarzowi wraz z sokołem darował, a gdy późniéj ochrzczony i uwolniony wracał do domu, kapłanem, zajechał mu się pokłonić i przypomnieć, a był jako duchowny dosyć miłościwie przyjęty. Teraz téż zamyślał znowu udać się do niego, zkąd łatwiéjby mu już było do Quedlinburga jechać, szukając kapłana a pasterza...
Zameczek Gozberta sterczał na saméj granicy. Było to gniazdo, z którego drapieżna garść wypadała za Łabę, łupy doń znosząc i jeńców. Jeżeli stary rabuś i żołnierz nie był w pochodzie, wesołe życie pędził na swym gródku. Wybaczano mu wiele, bo pogańskiéj krwi na obmycie swoich grzechów nie szczędził. On i jego pachołkowie dokazywali straszliwie, znęcali się okrutnie, rozpustowali ohydnie, lecz zwało się to nawracaniem, człowiek dziczał w takich zapasach, a co-