Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom II 033.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Sulina postawa nawet mieniła się jak mu było potrzeba, i jak zwierz co na zimę wdziewa futro białe, aby go nie zdradziła szerść w śniegu, tak on umiał przybierać pozór, jakiego mu było potrzeba. Nie trwożyło go téż nic i wesoła myśl trzymała się, choć miecz wisiał nieraz nad karkiem. U niemców w niewoli umiał się z pęt rozplątać, z jamy wyleść, z murów spuścić, stróżów złudzić, i z rąk im wyśliznąć; z pomorców i wilków najgrawał się jawnie. Snu niepotrzebował, jadło mu byle jakie starczyło... i drogi człowiek był na te czasy. Dobrosław mu téż drogiego sobie Własta powierzył.
Rudy Sulin zarówno jak Włast znał ścieżki wszystkie, przejścia i przesmyki, brody na rzekach — niebezpieczne kąty, gdzie się rabusie zasiadali i chody, któremi przemknąć się było najłatwiéj.
Trzej inni ludzie mający towarzyszyć im, byli jak potrzeba: niemi, posłuszni, silni i czujni. Z innemi téż się przedzierać na pogranicze nie byłoby podobna, bo i od słowian i od niemców groziło niebezpieczeństwo.
W czasie niewoli swéj Włast przebywał dosyć długo u niemieckiego wojaka, który tu z Frankonii przywędrowawszy, osiadł na zameczku nad Łabą i rycerstwem, a raczéj łupieztwem na słowianach się zabawiał. Była to prawa ręka Gerona, owego strasznego Serbom i Polanom mark-