Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom II 029.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rozdrożu, a włócznia w pierś krzyżyk mu wbiła. Dwa razy pod dwór podłożony ogień, ledwie zawczasu ugasić zdołano.
Dobrosławowi zgorzały jego stodoły i szopy, a nikt nie umiał powiedzieć, zkąd w nich ogień powstał... Jarmierz nocy niedosypiał, lękając się o Krasną-górę.
Widocznie złośliwe ręce jakieś podrzucały płomień, poiły bydło wodą zatrutą, wyrządzano szkody w polach... Lecz winowajcy znaleść było niepodobna.
Tak z jednéj strony Mieszko wydał potajemnie wojnę staréj wierze, a ona z pokorą pozorną broniła się nie podnosząc głowy.
Na grodzie nad Cybiną, w Gnieźnie i po innych zamkach lud orężny zbierano, a po uroczyskach, w puszczach, na osamotnionych horodyszczach schodzili się nocami wróżbici i gęślarze na ciche narady... Nikt jawnie nikomu nie wypowiadał jeszcze wojny, a wszyscy czuli ją i sposobili się do niéj.
Jednego dnia komornik wezwał Własta do knezia... Porzuciwszy dwór swój na opiece Jarmierza, pojechał posłuszny. Na wstępie Dobrosław go powitał i poprowadził do swéj komory, z twarzą wesołą prawie.
— Mój ojcze — rzekł — cieszcie się — nadchodzi i dla nas godzina wyzwolenia. Mieszko — walczy jeszcze z sobą i ze starém w sobie pogań-