Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom IV.djvu/063

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kto z kim w zgodzie i kto z kim niéma processu! Jak dzień nastanie, do późnéj nocy gotuje się u nas jak w garnku — No, a co panie robić, człek się oswoił, przywykł i jakby tylko spokojnie, toby się może zdawało, że czego brakuje.
— Ale to nieznośne życie!
— A co panie, kiedy niéma wyboru!
— To sprzedać i kupić gdzieindziéj!
— E! łatwo to powiedziéć. Póki człek siedzi na swoim zagonie, to się to jakoś trzyma fundusik, a niechnoby przyszło przedać, to cóżby było? Wytrąć z summy szacunkowéj jeden dłużek, wytrąć zapis, wytrąć process do ukończenia — co mnie się zostanie? Trzeba żyć jak Bóg dał.
— Bo może masz lepszych sąsiadów?
Pan Antoni wziął się za głowę (na którą wsypał popiołu od fajki) schylił się i zaśmiał.
— Aj panie co sąsiedzi, to sąsiedzi. Ot, powiém panu naprzykład cośmy mieli przeszłego roku; bo to w lecie jeszcze sto razy gorzéj, pola w szachownicach, ustrzedz