Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom III.djvu/057

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Niemogę —
— No! to i ja niemogę. Słowo honoru!
— Wié pan co, ostatnie słowo — Słowo honoru — cztérdzieści osiem i pół —
— Niemogę — słowo honoru
— A i kończcież, co o pół dukata się rozchodzić. No-zgoda
— A cóż słowo honoru — Niech tak będzie.
— No — no —
— Ależ to panie, łajdak siódméj próby
— Dziesiątéj próby — panie, chciał mnie! odrwić — Ale poczekaj-no —
— Pójdziecie na kotlety do Dobrzyjałowskiego?
— A no! i butelkę porteru postawisz?
— I ty —
— I ja.
— Takie, tym podobne i daleko rozmaitsze jeszcze rozmowy posłyszysz w Rynku, nim dójdziesz Ratusza, do którego płynie nieustannie fala ludu i odpływa nazad. Po wschodach obstawionych ubogiemi piszczącemi
— Daj panuniu grosz ubogiemu.
— Jaśnie Wielmożny panie, daj na chléb —
— Dziecko moje głodne.