Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom II.djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sama napasła. Gdyby cię ona prawdziwie kochała, odepchnęła by cię od siebie, w początku.
— Myślisz wuju, żem sto razy nie słyszał od niéj, co dziś słyszę od ciebie?
— O! i temu wierzę, powiedziała ci to sama, abyś nie powiedział w sobie tego, aby cię uprzedziła, aby się okazała otwartą i odegrała poświęcenie —
— Wuju — nie kończ na Boga — zawołał Staś chwytając go za rękę. To okropna jak ty malujesz ludzi!
— Stasiu, ja ich poznałem — rzekł August westchnąwszy.
— I kochałeś kiedy?
— Myślisz żem zawsze był, jak dziś jestem zimny, obojętny, i zawsze jak żółw w swéj skorupie, siedziałem cały wewnątrz siebie? O! nie, Stasiu — i ja probówałem życia, i mnie się nie udało życie — nie chcę go więcéj próbować, bo wiém tajemnicę jego u ludzi —
— Biédny wujaszku, tyś ciérpiał także! rzekł Staś, tyś był nieszczęśliwym!