Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom II.djvu/083

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chłopi pili i rozprawiali, jeden stary siedział nieco opodal, oparty na kiju.
Staś niepojmował, jak tu potrafi przenocować, zwłaszcza, że jedno wolne miejsce, w pośrodku izby zajmowała kałuża, z łaski dészczu przez dach i pułap przeciekającego, coraz powiększająca się. Wprawdzie chłopi pozdejmowawszy czapki usunęli się nieco i zostawili podróżnemu miejsce przy stole, ale na przedstawienia arędarza, aby się do domów rozeszli, żadną miarą, przystać nie chcieli, odwołując się do Stasia, że nie zechce ich wypędzać zapewne. i
Staś kazał im jeszcze dać wódki, w nadziei, że którego na przewodnika namówi — Próżném to jednak było, bo wszyscy zgodnie (z arędarzem) namawiali go, aby czekał do rana, gdyż po nocy i w dészcz, mógłby powóz połamać i konie pokaléczyć.
Wciągniono więc przez ciasne wrota koczyk, wyprzągłszy parę koni, urządzono jakokolwiek żłób i drabinę, a nasz podróżny zdecydował się łatwo przepędzić noc z chłopkami, którzy ośmieliwszy się, zaczęli mu