Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom II.djvu/033

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się oczy, policzki rumieniły, nabiérał życia, młodniał widocznie.
— Oj tak to panie bywało, powtarzał, takeśmy to ludzi rozumu uczyli! A potém siadał smutny, dodając.
— Co to teraźniejsze sprawy! at! fatałaszki mosanie, dziecinne igraszki. — Nikogo nie zajmują bo i zająć nie warte. Dawniéj panie świat patrzał i gadał, kiedy wielki jaki process miał się odsądzić w Trybunale. A co fors, a co zabiegów, co intryg, co konferencij, co zapisanego papiéru!! Oj! tamto były czasy dla palestry. Teraz panie inny duch — każdy woli kończyć zgodnie: pokłonią się, uścisną i sza. Póki nasi przodkowie mieli niespokojnego ducha, póty i processować się lubili; bo i process panie to była wojna na małą skalę. A teraz — at! — wolą jeść kaszę za piecem, pióra się boją, wszystkiego się boją!!
Regent nie mógł zliczyć wiele spraw miał w życiu cudzych i swoich; wiele razy stawał i wygrywał. Processował się bowiem