Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom II.djvu/013

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie lepiéj było w niéj się zakochać i z nią ożenić. — Hrabina, któréj krótka miłość dla Alfreda, dawno zgasła; jak wszystkie kobiéty, piérwsza dostrzegła jeszcze rodzącéj się myśli jego i chociaż już niekochała, z boleścią jednak widziała go tak zimnym i obojętnym dla siebie. — Postanowiła więc, odmalować Alfreda pułkownikowéj, jakim był i w kilku już zdarzeniach, rzuciła o nim słówko — Temu przypisać należało, obojętne przyjmowanie grzeczności Alfreda, przez pułkownikowę, która jednakże nikogo nie odpychała.
W złym humorze, zgrany, kwaśny wchodził Alfred na salę i szukał konceptu poglądając po niéj, gdy mu w oczy uderzyła grupa składająca się z Hrabinéj, Stasia i Pułkownikowéj.
Zastanowił się.
Ma foi rzekł do siebie — cet homme–là, a du bonheur — il en a infiniment! kobiéty go oblegają. A franchement, niewiém nawet czy dowcipny, bom niesłyszał z ust jego jednego dobrego kalamburu, jednego