Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kunigas 205.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Objęły ją płomienie; siadła na węglach rozżarzonych, zakryła oczy i drzewo zawaliło się pod nią.
Z tyłu krzyżacką pieśń coraz głośniéj słychać było.
Wiżunas i Marger zostali tylko sami. Około stosu kałużą ogromną krew stała, powoli w piasek wsiąkając.
Stary pokłonił się panu do kolan. Koléj przyszła na niego. Pan, Kunigas, musiał pozostać ostatni i sam śmierć sobie zadać.
Margerowi ręka zadrżała, siwéj głowy dotknąć nie śmiał.
Wiżunas żelazo oparł na ziemi, koniec w pierś wraził i rzucił się na nie.
Gdzie była Baniuta??
Wstała właśnie i biała jéj koszulka świeciła w ciemnym otworze lochu. Wyciągnęła ręce ku Margerowi.
— Nas dwoje zostało! — zaśpiewała — chodź do mnie.
On patrzał za siebie ku zagrodzie, jakby mu życia żal było, i chciał uratować go choć odrobinę.
Przez krew i trupy szedł do niéj, brocząc po kostki i stąpając po piersiach zastygłych.
— Baniuto! jeszcze ich niéma! — wołał głosem drżącym.
Zbliżył się do niéj. Objęła go rękoma i głowę złożyła mu na ramieniu.
— Patrz — rzekła — nagotowałam miecz ostry. Tyś przysiągł!
Marger słuchał.
Stos tylko płonął, skwarcząc i sycząc, a po-za parkanem hałasowali Niemcy, drapiąc się nań, rąbiąc, przystawiając drabiny.
Na jeden uścisk czas został jeszcze, ale na słowo nie było już czasu.
Oczy Margera wlepione były w tę stronę, z któréj najpewniéj wpaść mieli Krzyżacy.
Z łoskotem padły wrota ogromne i białe płaszcze ukazały się w podwórzu.
Pierwszym, który wpadł, był brat Bernard, — któż wié, może wychowańca chcąc ocalić.
Baniuta, na ramionach Margera wisząca, białe piersi odsłaniała.
— Drogi mój! już czas...
Osunęła się na progu, skrwawiona.
Marger wściekły wyskoczył i, gdy Bernard się zbliżał, na miecz, dobyty z piersi Baniuty, padł, nie wydawszy jęku.
Tłoczyli się zwyciężcy.
Obraz, który się im przedstawił, nawet rozgorzałych długą walką, pijanych i oszalałych osłupił. Wszyscy stanęli, zaledwie na podwórze wtargnąwszy, jakby ich siła jakaś niewidzialna wstrzymała.
Bernard widział, jak Marger, żonę uścisnąwszy, miecz w jéj pierś pchnął i sam się nań rzucił.
Był to ostatni żywy człowiek w Pillenach.