Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kunigas 165.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Chociaż prawa wojenne ścisłą karność nakazywały, ani Marszałek, ani Wielki Komtur zbytnio jéj nie przestrzegali. Odpoczynki wszystkie z góry były oznaczone i na każdém z tych stanowisk znajdowali goście wszystko przygotowane, czego tylko mogli pożądać.
Czas służył pogodny, obawy nie było najmniejszéj, ciągniono tak jednostajnie, że gdyby nie wycieczki na małe polowania i wieczorne uczty, sprzykrzyło-by się rycerzom nie spotykać nic, co-by ich rozerwać mogło.
Niecierpliwość rosła w miarę, jak się ku granicy zbliżano. Wysłane szpiegi powracały z wiadomością, że o żadnych przygotowaniach ku obronie nie słychać i około Pillen cicho jest a spokojnie.
Ostatniego dnia postanowiono przyśpieszyć pochód i natychmiast po przeprawie przez Niemen zamek osaczyć, ażeby załodze nie dać czasu się powiększyć, ani przysposobić do obrony.
Obrachowanym było tak wszystko, iż nade-dniem o brzasku wojsko się przeprawić miało w jak największéj cichości i porządku.
Jakoż pierwszy oddział stanął nad brzegiem o mroku jeszcze i téjże chwili z góry puszczone czółna i promy poczęły co najlepiéj uzbrojonych i najśmielszych przewozić.
Wszystko zdawało się iść po myśli. Zamek na pagórku stał, jakby martwy; żadnego w nim, ani dokoła, ruchu dostrzedz nie było można. Nikt się nie ukazał na okopach, ani na drewnianéj wieżycy, nie dano żadnego hasła.
Drewniane ściany ogromnéj budowy czarno malowały się na wyjaśniającém się niebie. Siny tylko obłoczek dymu spokojnie się nad nimi unosił.
Wiedziano przez szpiegów, iż od strony lądu znajdowała się osada i część ludności, która do grodu posługi należała. Niezwłocznie więc garść rycerzy i knechtów, wylądowawszy, rzuciła się na nędzne ziemianki i numy, spodziewając się tu dostać jeńców i języka.
Lecz schronienia te wszystkie stały puste, otworem.
Żywéj duszy w nich nie było.
Zdumiano się wielce, gdy, plądrując po wszystkich zakątkach, ani zapasów żadnych, ani nawet sprzętu nie znaleziono. Cała ludność miała czas się ztąd nie tylko wynieść, ale wszystko zabrać z sobą, co tylko nieprzyjacielowi przydać się mogło.
Dowodziło to, że ów napad, który niespodzianym miał być, spodziewanym być musiał, i to zawczasu.
Natychmiast knechty się poczęły rozgaszczać po lepiankach. Krzyżacy tymczasem całym pocztem objeżdżali gródek, opatrując go i szukając miejsca, które-by do przyszłego szturmu najdogodniejszém było.
Ci, co się po drodze naśmiewali ze sławionéj twierdzy owéj, teraz jakoś zaczynali uznawać, iż tak słabą, jak z razu sądzili, nie była.
Okopy broniły ścian, do których przystęp był niewygodny i trudny.