Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kunigas 129.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kiedy-niekiedy z Wejdalotów który to przynosił tu nową dań i składał, to zabierał, co na pożywienie było potrzeba...
Wśród tego ruchu u dębu milczenie zachowywane czyniło widowisko to dziwném, jakby, nie żywi ludzie, ale duchy i cienie się nieme około służby boga krzątały... Białe suknie Wejdalotów i kapłanek czyniły je w istocie do jakichś widm podobnemi...
W obozie, gdy nawet dziecię zakwiliło, matki zatulały mu usta, aby świętego milczenia nie przerywało.
Raz w dzień, o wschodzie słońca, gdy pierwszy promień jego na dolinę zaglądał, na nowiu Menesa i na pełni... odzywały się śpiewy Wejdalotów. Reszta ofiar w ciszy się odbywała...
Taki był obyczaj dawny i potrzeba dni teraźniejszych, bo Romowe i świętości musiano przed Krzyżakami ukrywać, a śpiewy zdradzić mogły...
Trzykrotnym łańcuchem opasane było uroczysko dokoła... Zbrojna straż koczowała przy dolinie, a wszyscy téż kapłani mieli oręż i gotowi byli stanąć w obronie swych świętości. O stajań kilka drugi szereg opasywał kręgiem Romowe... Na skrajach puszczy stali trzeci wartownicy czujni, którzy o niebezpieczeństwie hukaniem i naśladowanemi różnych ptaków głosami oznajmowali. Nie jeden już naówczas dąb święty padł pod siekierami niemieckiemi, nie jedno Romowe zniszczono, wielu Wejdalotów wyrzezano; ostatnie przytułki świętości starych musiały być pilnie strzeżone.
Skarbce téż kosztowniejsze, złoto, srebro i miedź, chowano w podziemiach w lesie utajonych, o których tylko najwyżsi wiedzieli kapłani.
Dzień wiosenny miał się ku schyłkowi i ukośne słońca zapadającego promienie wpadały tu, ozłacając świeżą zielonością okryte drzewa; wędrowcy jedni się zabierali do drogi, drudzy gotowali do spoczynku, inni dopiéro do obozowiska zdążali, gdy lekki szmer jakiś dał się słyszéć w dali i od ogniska zaczęli wstawać ludzie, a kupić się w miejsce jedno.
Starszy Wejdalota, Nergenno, który pilne na wszystko miał oko, najrzał z dala ten ruch, przyłożył rękę do czoła, popatrzał długo i młodego chłopaka posłał w to miejsce, gdzie się kupili ludzie, aby mu przyniósł wieść, co ich tam gromadziło.
Żwawy Merunas przesunął się pomiędzy ogniskami i gromadkami siedzącémi u nich, a że miał białą przepaskę, ręcznik oznajmujący, iż do służby Perkunasa należał, ustępowali mu wszyscy z drogi.
Na skraju lasu postrzegł w pośrodku ciekawéj gromady stojących ludzi troje, i białą zasłoną od stóp do głów obwiniętą niewiastę, któréj część twarzy zaledwie widać było.
W chwili, gdy się ku nim zbliżać miała — kobieta w bieli, jakby ze znużenia wielkiego, schyliła się, padła i położyła na ziemi. Ktoś z gromady niósł jéj kubek świętéj wody dla orzeźwienia.
Z trzech towarzyszących jéj mężczyzn, jeden młody, piękny, postawy