Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kunigas 113.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dla mnie i sumienia mojego — odezwał się Bernard — dla Zakonu wagi mniejszéj.
To rzekłszy, jakby chciał uniknąć dalszego tłómaczenia, Bernard parę kroków w tył odstąpił.
Marszałek, nie nalegając już, powiódł za nim oczyma...
— Dziwny człowiek z tego Bernarda — szepnął do zbliżającego się Hansa z Wirnburga. — Zatruwa sobie życie, troski wszystkich biorąc na własny rachunek... Co mu dziś jest?
Hans pochylił się do ucha Marszałkowi:
— Musi się czuć winnym — rzekł śmiejąc się — że dobrym zasadom naszego Siegfrieda o wybijaniu pogan nie hołdował... Ma za swoje...
Wtem Wielki Mistrz przerwał, do Altenburskiego się zwracając z mową, a tuż i dzwonek oznajmił, że w sali uczta stała gotową. Czeladź otwarła drzwi i Mistrz Margrafa Brandeburskiego z przybyłym Hrabią z Namur wiódł przodem do jadalni.
Świetnie wyglądało to towarzystwo rycerskie, które na ten dzień zbroje poskładało i przywdziało najkosztowniejsze swe szaty, najpiękniejsze szkarłatne odzieże, aksamity, wschodnie jedwabne tkaniny i złotem przerabiane lamy.
Wpośród tego różnobarwnego tłumu, białe płaszcze Krzyżaków, które starszyzna poprzywdziewała na ten dzień, ciężkie łańcuchy złote, odbijały powagą swą i prostotą. Hrabia Namur odznaczał się szczególniéj wytwornością sukni, któréj krój kunsztowny, szycia, obrąbki, godła kolorami jakby pomalowane, czyniły go przedmiotem ciekawości, a może zazdrości wielu. Bliżsi przypatrywali się tym jedwabnym obrazkom na jego piersiach i rękawach, którym towarzyszyły napisy dowcipne...
Brandeburski pan, bogato odziany, z pewnym rodzajem pogardy szyderskiéj przyglądał się strojowi sąsiada, więcéj uderzającemu, acz zanadto niewieściemu.
Śmiano-by się może z Francuza otwarciéj, gdyby ten na pozór delikatny, biały człowieczek, nie był zarazem jednym z najmężniejszych rycerzy, i nie dał już dowodów, że z olbrzymami ciężkimi, co go otaczali, walczyć potrafi zwycięzko...
W ostatnim turnieju, który na podwórcu Średniego Zamku niespodzianie zaimprowizowano, Hrabia wszystkich przeciwników nadzwyczajną pokonał zręcznością.
U stołu był to najweselszy biesiadnik, a dobra myśl i swoboda, z jaką się odzywał, nigdy mu nie dawała zapomniéć o powadze, nie ścierała z niego pewnéj dumy i nakazywała poszanowanie...
Patrzano nań, jako na wyjątkową istotę, osobliwą i niezrozumiałą; on téż na swych towarzyszy spoglądał z łagodném szyderstwem. Oni tu przedstawiali siłę źwierzęcą, on dowcip i całą zręczność człowieka, który je wziął w spadku po pokoleniach wielu.