Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kunigas 099.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Lecz on sam z łodzią i wiosłami od dawna nie miał do czynienia, wód i ich ujść zaledwie słabo z opowiadań cudzych tworzył sobie pojęcie...
A jednak to mu się zdawało, przy pomocy losu, w który wierzył, najzbawienniejszém i jedyném. Pływał jak ryba, i jak każdy półdziki człowiek, który się uczyć tego nie potrzebuje; zdało mu się naturalném, że i Jerzy umiéć to musiał... Ratować się więc mogli zawsze, a ucieczka wodą nie łatwą była do wyśledzenia...
Chodził z tém Szwentas nad Nogat, upatrując zawczasu, gdzieby dobrą łódź mógł sobie przywłaszczyć, bo o nabyciu jéj innym sposobem nie mogło być mowy.
Dopóki jednak nie czuł się pewnym swego, Jerzemu nie wspomniał o tém wcale. I tym razem wstrzymał się od wyznania.
— Rymosa téż musimy z sobą zabrać — dodał Jerzy, przynaglając — myśl i o nim.
— Kto wié — szepnął — może nam jeszcze kogo trzeba będzie ztąd uprowadzić.
Parobek się obruszył.
— Jednemu ciężko, Kunigasiku, — rzekł, — dwóm gorzéj, trzem — to już prawie nie podobna, a czterech ja nie poprowadzę!!
I śmiać się zaczął smutnie.
— O, młodo a pstro! — (juniste, pankiste) — mruczał. — Nie dość wam, że swoję głowę wyniesiecie; Kunigasikowi chce się orszaku zaraz, aby prędzéj wytropili i wszyscy razem zginęli!!
— Jużci we trzech, czy tam wielu — odparł Jerzy — łatwiéj się obronimy.
— Gdy bronić się przyjdzie, — rzekł Szwentas szydersko — lepiéj sobie postronki na szyję pozakładać i samym się powiesić. Zachciało się wam wojować!
Jerzy zmilczał.
— No, Rymos — odezwał się parobek — a czwarty kto?
Jerzy milczał zarumieniony.
Przebiegły stary w tym rumieńcu wszystko, co mu było potrzeba, wyczytał; domyślił się, jakby widział, o kogo chodziło.
— Nie chcecie, to i nie mówcie — począł — bez tego ja wiem. Rymos wam tą dziewką Gmundowéj nabił głowę, alboście ją gdzieś i najrzeli. Młodemu fartuszek na myśli, a u mnie kobieta pustego orzecha nie warta i ja dla żadnéj guza sobie nabić nie dam, ani wam się pozwolę nastawiać.
Spojrzeli sobie w oczy; Szwentas pewnym był, że odgadł.
— Pięknych dziewcząt setkami na Litwie! — dodał.
Nie myślał się ani mu przyznać, ni w rozprawę z nim wdawać Jerzy; nie odrzekł nic na to.
— Jak chcesz, i w jaki-kolwiek bądź sposób — rzekł, odwracając się, — myśl o ucieczce. Nie zechcesz ty, ja sam się rzucę na oślep...