Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kunigas 021.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stanął na nogi, z poszanowaniem głową spuszczając; lecz zachwiał się i o stół oprzéć musiał.
Brat Bernard, którego oblicze zwykle było surowém, starał się, wysilając napróżno, złagodzić wyraz jego i z dobrocią zbliżył się ku chłopcowi.
— Cóż to? słyszę, żeście jeszcze dotąd chorzy! — rzekł głos miarkując. — To źle! Cóż wam jest? Ojciec Sylwester nic mi powiedziéć nie umié!
Młodzian, stojąc z oczyma w ziemię wlepionemi, milczał.
Szpitalnik tymczasem spojrzał na nietknięte jadło, na dzbanek nieporuszony, i ramionami zżymnął.
— Boli was co? — dodał pytający troskliwie.
— Nic — nic — odparł chłopiec krótko i zimno.
— A cóż wam jest?
Na to drugie pytanie odpowiedź przyszła nierychło.
— Sił nie mam; — jęknął nareszcie chory.
— Jakże do tego przyszło, żeście je postradali? — badał Bernard.
Tymczasem Sylwester, przy stole stojący, machinalnie z niecierpliwości przebierał po nim palcami i na strop patrzył, jakby w skutek tych rozpytywań nie wierzył i wagi do nich nie przywiązywał.
— Ja nie wiem! — mruknął chory cicho i westchnął.
Na tém zdawało się wszystko skończone, gdyż chłopak nie okazywał najmniejszéj chęci do szczerszéj spowiedzi, a Bernard podbudzić go do niéj nie umiał. Ojciec Szpitalnik ze swéj strony pomagać mu do tego nie okazywał ochoty.
Stali milczący. Bernard pomyślawszy nieco uznał za właściwe dokończyć nauką moralną:
— Potrzeba — odezwał się — dziecko moje, modlić się, Boga prosić i Najświętszéj Matki Jego, aby oni łaską swą Was dźwignęli. Trzeba samemu téż starać się tę bezsilność przemagać, ociężałość otrząsać, próbować, usiłować, nie poddawać się. Nieprzyjaciel rodu ludzkiego zastawia sidła na dusze i ciała. Modlitwa go odpędza.
W czasie téj nauki, chłopak stał nieporuszony, z oczyma ciągle spuszczonemi, nie dając znaku, by ona wrażenie na nim czyniła. Stał jak skamieniały; drganie tylko zdradzało wewnętrzny wysiłek.
Nie odpowiedział nic. Bernard patrzał nań długo, badał — ale milczący. Szpitalnik wtrącił:
— Masz może do czego smak? ochotę? mów. Do napoju jakie go? do jadła? Natura ludziom równie jak zwierzętom daje czasem zbawcze instynkta.
Czekali długo, nim chłopak się zebrał na odpowiedź:
— Oprócz czasem do wody — rzekł głosem słabym i przymuszonym — ja do niczego nie mam smaku.
Skończyło się tém rozpytywanie; brat Bernard zamruczał coś, lepsze czyniąc nadzieje, radząc spoczynek... leżenie, sen i wychodził już. Szpitalnik, za