Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 277.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i dowódzców kilku. Ci co po wczorajszéj rzezi życia nie byli pewni, sądząc, że w pień wycięci zostaną, z radością wielką i błogosławieństwy obóz opuszczać zaczęli. Zakonnicy krzyżaccy na boku stojący, w większéj części ranni i pobici srodze, gdy do nich marszałek podjechał, choć z niedobrą wieścią, ale ze słowem ludzkiém, ani głowy podnieść, ani się odezwać, ani odpowiadać chcieli. Znać było z nich, że śmierci wyglądali i woleliby ją może od sromu i niewoli.
Gdy marszałek odjeżdżał od nich, jeden z zakonników, który miał rękę przeciętą, drugą wyciągnął pięścią grożąc i odezwał się goniąc za nim słowem:
— Nie cieszcie się, ani tryumfujcie! kawał muru mogliście napaść i zdobyć niespodzianie, ale w polu gdy się spotkacie z nami, będziecie musieli zapłacić sowicie za krzywdy nasze, wy i wasz król i wszyscy co wam do tego niecnego pomagali dzieła!!
Ani za złe można było wziąć rozżalonemu tych słów, i marszałek do serca ich nie biorąc odjechał. Owszem posłano przedniejszym jadło z kuchni królewskich, które oni wyrzuciwszy, chleb suchy jedli, nie wiedzieć zkąd go dostawszy.