Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 268.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

natychmiast odgłos trąb i wołanie: — Do koni! Z hałasem ściągano namioty.
Zaciężny żołniérz jeszcze zażywał wczasu nad stołami i konwiami, gdy hasła się rozeszły; kto więc co pod ręką znalazł zabiérał, wypijał, chował, a czeladź śpieszyła siodłać i troczyć.
Z pośpiechem zdawna niepamiętnym zabiérano się wyruszyć. Chorągwie około południa już się na błoniach pod zamkiem ustawiać zaczęły. Chmurne i przeciągającemi obłokami okryte niebo, osłaniało nieco od spieki słonecznéj, ale powietrze było duszne i ciężyło na piersiach ołowiem.
Zwinięto i namioty, pod któremi gości przyjmowano, i mistrzowski, i co tylko zabrać się dało, wozy ładowano co żywiéj. Schwelborn zajadły miał ich kilka pełnych sznurów i pęt, odgrażając się, że je na jeńców polskich gotował.
Wspaniałym i uroczystym pochodem ruszało wojsko krzyżackie, zamiast modlitwy, okrzykami wojennemi i odgróżkami brzmiąc całe.
Szła przodem wielka chorągiew Zakonu, z krzyżem czarnym i złotym, na którym w tarczy złocistéj widny był orzeł czarny. Pod nią jechał sam Wielki Mistrz, najdostojniejsi panowie, dwór Ulryka i jego czeladź, zbrojna przepysznie i strojna jak do okazu, nie do walki.