Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 263.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

siłkiem potężnym. Od bitwy zależy nietylko potęga, ale może byt Zakonu.
Głośnym śmiechem mowę tę powitało kilku komturów.
— Prowadźcie nas! idźmy! — zawołali — zobaczymy tę potęgę. To stado, nie wojsko. Jagiełło stary i bezsilny, Witold nieszczery..., lud do rabunku, nie do boju: stratujemy ich pod kopytami naszych koni.
W wytartéj sukni, przepasany starym pasem, siwy, zgarbiony, pomarszczony, na uboczu stał zakonnik milczący i słuchał tych odgróżek i wrzawy.
Nie mieszał się do rady, nie występował naprzód: znać było, że co innego czuł i myślał. Oparty na mieczu, zwracał głowę ku mówiącym i chwytał każde słowo; niekiedy ostrzyżoną głowę gładził ręką, jakby od niechcenia.
Był to najstarszy wiekiem ze wszystkich braci, który najdawniejsze pamiętał czasy: zwano go Albrechtem Hoymem. Sprawiał on po kilkakroć urzędy różne w Zakonie, ale na żadnym długo dla surowości swéj nie ostał się. Zastępował komturów, dowodził strażami, dawano mu naczelnictwo zaciężnych; naostatek dla nieustannych skarg, choć poczestne miejsce zachował, jako prosty zakonnik, tylko bił się i małym pocztem dowo-