Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 253.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szło kłaść się obozem, ochotnicy pobiegli; odwoływano, nie pomogły rozkazy króla; jak szaleni leźli na mury, padali z nich, po trupach cisnęli się drudzy: nie pomogły działa, wrzątek, kamienie. Wzięli gołemi rękami zamek krzyżacki! Cóż będzie, gdy inne działami i całą siłą napadać zechcą?
Podskarbi stał niemy, blady, a twarz krzywiła mu się bólem i gniewem niewysłowionym.
— Gilgenburg wzięty! Gilgenburg spalony! — mruczał pocichu.
— Porzuciłam dwór, króla, wszystko, aby przynieść wam przestrogę.
— A panowie węgierscy? a wypowiedzenie wojny Zygmunta? — przerwał Merheim — wszak mu list przynieśli?
— Tak, i za zasłoną słuchałam co mówił Frycz — odparła Ofka — kłaniał się królowi, zaręczając, że wojny nie rozpoczną żadnéj, że bać się niéma czego, że im szło o dostanie pieniędzy dla Zygmunta, a nie o sprawę Zakonu.
— Podli zdrajcy! — krzyknął Merheim — czytaliśmy to z oczów Scibora, niecierpią Zakonu.
— A zaciążne Czechy idą z nimi? — pytał podskarbi.