Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 242.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

snął. Targowica stała się ze spokojnego taboru, w którym nikt nie mógł utrzymać porządku. Wieziono, niesiono, dzielono łupy, a wśród namiotów resztka niewolnika, bo więcéj padło na miejscu przy pierwszéj napaści, niż ocaliło życie, jęczała na ziemi leżąc, nie wiedząc jakie ją losy czekały.
Towarzysz ks. Jana, ocalonego przez Brochockiego, zaprowadził go do swoich namiotów, gdzieby starzec mógł spocząć. Dano mu się czém orzeźwić, lecz nie nawykły do podobnych widoków starzec, z oczyma wlepionemi w płonące miasteczko siedział jak osłupiały. Nie o sobie myślał, tylko o losie ludu tego i o marném życiu człowieka, przeszedłszy po stosach trupów, które zawalały podwórza i bramy.
Z północy dopiéro powrócił Brochocki uznojony, okrwawiony, opalony, bo i bił się i ratował i ład chciał utrzymać, gdzie już żadnéj starszyzny nie znano. Rzucił się na posłanie, które mu czeladź wcześnie przygotowała; odpiąwszy zbroję, leżał jak kłoda ze znużenia. Dopiéro księdza zobaczywszy, który posłania nie miał i przypomniawszy kto był, począł wołać na sługi, aby mu podle niego rzucili słomy i kobierzec dla spoczynku.
— Gdzieżeś się to wybrał tak bezbronny, pod