Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 238.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

całunem. Huk nieprzyjacielskich dział rozlegał się po okolicy, a razem ogromny wrzask zdobywających, którzy sobie nim serca dodawali.
Słońce zachodziło. Jagiełło patrzał z założonemi rękami, stojąc milczący. Za nim w dali co pozostało z jego dworu, i ów nowo zaciężny dworzanin z Zaboru, na którego bladéj, to rumieniącéj się twarzy, dziwne zdawały się przebiegać uczucia. Drżał cały, czy z żądzy boju, czy ze wzruszenia, któremu oprzéć się trudno na widok zaciętego boju, a było tam na co patrzéć, gdyż nigdy może obronnego zamku takim nagłym napadem nikt się wziąć nie pokusił.
Tysiące rycerstwa pięło się na mury. Krzyżacy nie wiedzieli, z któréj bronić się strony, bo nie było najniedostępniejszego zakątka, któregoby szturmujący nie zajęli. Niestało więc rąk do miotania pocisków i wrzątku, niestało dział wymierzonych w jedną tylko stronę, na obronę wszystkich.
Na murach widać było lud, kobiety, tłum spędzony niebezpieczeństwem i broniący się rozpaczliwie.
Nagle wśród zdala dochodzącéj wrzawy, rozniósł się okrzyk piorunujący. Z murów zaczęli niknąć ludzie i uciekać, w bramie błysnął pło-