Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 237.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Napróżno Zyndram Maszkowski, Zbigniew z Brzezia, Krystyn z Ostrowa, stanęli na gościńcu hamując; wszyscy byli głusi: omijano ich i pędzono ku zamkowi.
Tu się nie na żart walka poczęła. Ludzie z końmi i pieszo powskakiwali w jezioro, które było niegłębokie, ale grzązkie, trzymając się za ręce, popychając, pchając drapali na wał pod mury. Niektórzy drabiny już z obozu nieśli, inni siekiery, toporki i samopały. Mrowię to obsiadło zamek dokoła. Poznali dopiéro zakonnicy i mieszkańcy, że się tu naprawdę do szturmu zbiérało. Poczęto z murów dawać ognia, a z wieżyc i blankowania ciskać kamienie. Tyle to tylko pomogło, że gorzéj jeszcze rozpłomieniło. Młodzież zaklinała się, że nie odstąpi od zamku, aż go zdobędzie.
Sam król bardzo niespokojny, zdala na to poglądał i wielce był markotny; posyłał ciągle od siebie, aby porzucono szturm; ale kto pojechał, to go już nie było widać: połowa niemal obozu była pod zamkiem. Widziano od namiotu Jagiełły, jak się jedni drugim spinając na ramiona parli do góry, jak walono w mury siekierami, młotami i stawiano kobylice i drabiny. Miasteczko stało całe w dymach od strzałów, a że powietrze było spokojne, obwinięte niemi było jak szarym