Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 235.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się rozkładać u brzegów jeziora, ruch się wszczął na zamku; podniosły się żelazne brony we wrotach, opadł most zwodzony i garść zakonników stanowiąca załogę, wystąpiła na spotkanie.
Widząc nieprzyjaciela prawie o staje, p. Andrzéj Brochocki, który zbroję miał składać, zadumał się, przyszli doń drudzy. Nie pytano rozkazów.
— Co oni nam pod nosem kiwać będą? — zawołał Brochocki — a my cierpiéć i patrzéć będziemy, jakbyśmy tego nie rozumieli?
Inni téż poczęli wołać:
— Dać im naukę...
— Na ochotnika, komu świerzbi dłoń! — krzyknął Brochocki. — Przecież nie grzech poharcować.
W mgnieniu oka zebrała się kupa spora jezdnych i ruszyli ku Krzyżakom.
W obozie gdy ich zobaczono jadących, co najmniéj dziesiąty, który konia pod ręką miał, siadł nań i daléjże sznurem za tamtymi. Krzyżacy stali przed zamkiem, a już od nich pierwszych dolatywały obrzydłe klątwy i łajania, jakiemi zawsze lubili szafować. Na przodzie starszy w białym płaszczu, dwie pięście wystawiwszy przeciwko jadącym, śmiał się i wrzeszczał.