Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 194.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rem ukazało jezioro, do onéj wody śpieszyło wszystko, konie i ludzie, jak do zbawienia. Lecz tu już samopas iść, ani się bezpiecznie wyrywać nie godziło. Krzyżacy stali w niewielkiéj odległości nad Drwęcą, tak, że na drzewo wlazłszy dostrzedz już było można obozy i ostrokoły.
Ledwie namioty u jeziora rozbijać zaczęto, gdy p. Brochockiemu, który był tylko co z konia zsiadł, dał znać jeden z jego ludzi, że Krzyżacy nieopodal konie pławią i że tam już garść ochotnika na nich się zbiera.
Nie zważając więc na surowe rozkazy, napowrót konia, zbroję wdziawszy, dosiadł pan Andrzéj i puściło się cwałem co było gorętszych, tak że ich już ani wołanie, ani trąba wstrzymać nie mogły. Król tylko co był rozdziewać się począł, gdy się to stało. Rycerstwo, które samo nie zdążyło do harcowników przyłączyć się, powłaziwszy gdzie kto mógł patrzało, lecz tuman kurzu wprędce kupkę tę oczom zasłonił. Drudzy téż jeść siedli i spoczywać.
Słońce zaszło było i upał nieco ustawał, gdy nagle krzyk i trąbienie na trwogę, cały spoczywający tabor jak piorunem poruszyło. Jak to bywa w zgrai wielkiéj, gdzie niewiele widać, a z ust do