Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 193.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dopiéro gdy mu Brochocki powtórzył śmiejąc się to życzenie, jakby namyślać się począł.
Na dwór królewski nie łatwo dostać się było niewypróbowanemu; myśleli więc, iż Jagiełło zbędzie go niczém, gdy popatrzywszy nań bacznie, odezwał się:
— Odeślijcie go marszałkowi, szkoda dziecka, jeśli z niego co może urosnąć.
Skłonił się do stóp pańskich, niepomiernie uradowany chłopak, na konia skoczył, na ludzi swych mrugnął i zajechawszy za szereg, a pożegnawszy dowódzcę, który go téż rad się pozbywał, pośpieszył do dworu królewskiego.
A że już obóz miał się ruszać do dalszego pochodu, marszałkowi się przedstawiwszy pacholę za dworem, który nań cały koso patrzéć poczynał, w milczeniu ciągnęło, od Ludborza o mil dwie ku jezioru wielkiemu Rupkowu i Kurzętnikowi.
Lipcowe upały i spieka, która w tym roku zdawała się większą niż innych lat, wielce pochód utrudniała.
Mdleli ludzie i padały konie od znoju. Zbroi nikt w pochodzie dźwignąć nie mógł, bo żelazo i przez kaftany piekło. Wieszano więc je na koniach, składano na wozy, a innym i suknie ciężyły, i koszuli było zanadto. Gdy się nad wieczo-