Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 191.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zdala widzieć wojsko niczém jest, jak mrowie wygląda i bucha życiem; lecz z blizka oglądać, w oczy zajrzéć, w twarze i czoła, dopiéro po nich ducha poznać i wróżyć można o wojnie. Tego chciał Jagiełło, a wielu téż z rycerstwa radzi byli pana bliżéj powitać i słowo od niego posłyszéć.
Tak się rozpatrując nadszedł król do pocztu pana Andrzeja z Brochocina, którego dawno i dobrze znał, a liczył go do tych, którym najwięcéj ufał. Stali ludzie jego dobrze zbrojni i dobrani, młodzież dziarska, a między nimi krył się i ów Teodorek z Zaboru, znać wstydząc się swojéj młodości. Ale trafiło się tak, że drudzy ustępując obnażyli go i królowi w oczy wpadł, schować się nie mogąc.
Zdumiał się czegoś bardzo Jagiełło zobaczywszy go i splunął.
— A tegoś-to zkąd wziął? — pytał wskazując na chłopca.
— Ten mi się, Miłościwy panie, przyplątał sam, ochotnikiem, a radbym się go był pozbył, ale się odpędzić nie dał. Dzieciak to i do niczego, w wojnie się chyba przyuczy.
— Zkąd-że jest?
— Ani go dopytać.
Skinął p. Andrzéj, aby z konia chłopak zsiadł