Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 180.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a gdy słońce zaszło i mrok gęsty osiadł na ziemi, zdala na ciemnych niebiosach ze wszech stron poczęły się roztaczać łuny krwawe. Wojna słała przodem swe gońce: paliły się wsie krzyżackie.
Niekiedy przygasały te ognie, to unosiły się i kłębiły dymami czerwonemi ku górze, i zdawało się wśród milczenia nocy słyszéć jęki i płacze.
Nocy téj młode pacholę nie spało.
Siadłszy przed namiotem, z oczyma wlepionemi w pożarne łuny, skamieniałe przetrwało do późna. P. Andrzéj obchodził swoją chorągiew, gdy dostrzegł chłopca, który zadumawszy się, nie widział swojego dowódzcy. Brochocki stanął i wlepił w niego oczy długo, aż zbliżywszy się, po ramieniu uderzył. Przestraszony porwał się z iskrzącemi oczyma Teodor i poznawszy starego stanął w milczeniu.
— Co ci to dziś jest? — zapytał nadchodzący — wojna ci już nadojadła widzę, nim się poczęła? Nie w swoję się rzecz wdałeś, dzieciaku. Spać do namiotu!
I chłopak zniknął, wsunąwszy się szybko za płócienną ścianę.
Lecz nocy téj połowę obozu téż snu nie skosztowało, a ranek wielkim się rozruchem zwiastował. Tatarska dzicz wyrwała się była przodem,