Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 171.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

go przywiódł, abym wam tę potęgę ukazał. Słyszałem, że W. Mistrz lekko ją sobie waży, iż ją tłumem nędznym nazywa. Patrzcież dobrze, byście mu sprawę zdali.
Gersdorf podwójnie zdumiony, i widokiem i mową, przyjść do siebie nie mógł.
— To nie zwykła wojna, co się kończy grabieżą i spaleniem kilku wiosek — podchwycił Teodor, — to szarańcza co leci na ziemie Zakonu i źdźbła na nich nie zostawi.
Gersdorf się wstrząsł.
— Ale kto ty jesteś chłopcze?
— Na co ci to wiedziéć? — smutnie się uśmiechając dodało pacholę — zanieś tam wieści, które już i z innych stron odebrać musiano? Ale czy im Zakon uwierzy? Policz oczyma ile to tu tysięcy ludu? jaka to nawała stoczy się na krzyżackie kraje. Macież wy tyle, aby stanąć przeciw nim murem?
Szlązak wciąż patrzał oczyma chmurnemi.
— Naszych stu zakonnych braci — dodał — popędzi tych tysiące: zbroi nie mają, żelaza im braknie i... serca!
Chłopak się począł śmiać, ręką wskazał na prawo, gdzie się zwijała i warczała dzicz tatarska.