Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 155.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

odgadnąć, przypominała sobie tylko Noskowa wczorajszy jéj wykrzyk, gdy dwór ruszał i rycerstwo, i padła na posłanie zalewając się łzami.
Nie było już mowy o czém inném, tylko o pogoni; ruszyli ludzie księżnéj i kilku z Toruńczyków, a obóz zwinąwszy, księżna rozkazała jechać do Płocka, dokąd Noskowa i ks. Jan za nią dążyć musieli.

∗             ∗

Im bardziéj zbliżano się ku granicom, tém surowiéj pilnowano porządku w ciągnieniu, a te tysiące ludu zbieranego po całym kraju i poza granicami utrzymać w karności i ładzie, nie łatwém było. Straże swoich własnych i od swych stawiać musiano, a karać bez litości niesfornych. Nie było noclegu prawie, na którymby mogiła nie pozostała zamordowanego w waśni, lub na drzewie nie zawisł winowajca bez pogrzebu. Ludzie się między sobą nie znali, i językiem a mową ledwie porozumiéć mogli. Obce twarze w tym tłumie ukazywały się nieraz, a opowiadały, że zbłąkały się od innych chorągwi. Zjawiali się ochotnicy zaciągający się na drodze, nadążali opóźnieni. Poza samém wojskiem wlokło się samopas idących ludzi wielu,