Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 112.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nu, jak intrygami jego i opieką króla Zygmunta, a zapowiedzią wojny od węgierskich granic. Wprawdzie Zygmunt mówił cicho, że wojnę wypowié, ale jéj nie rozpocznie, a mimo to usiłował Witolda odciągnąć na swą stronę i oderwać od przymierza z Jagiełłą. Możnaż było wierzyć tak dwoistéj polityce? Nikt nie wątpił, że wojna, a wojna krwawa i stanowcza, wybuchnąć musi.
W całym kraju przysposabiano się do niéj i ściągano pod chorągwie. Rycerstwo całe albo na koń już siadło, lub gotowało się wyruszyć z domów. Mnóstwo nawet tych, którzy po za granicami szczęścia, albo nauki rycerskiéj szukali, i ci, którym się tam dobrze działo, rzucali przy dworach urzędy, nadane majętności, a z ludem do domu spieszyli.
Wszędzie czuć było i widać nadchodzącą wojnę. Gościńcami i szlakami, drożynami leśnemi, ciągnęli rycerze i zaciężne pułki, roty i poczty, wozy za sobą ciągnąc, ciurów i gawiedź niezbędną. Po rzekach opatrywano brody, gotowano mosty, a po puszczach, kędy dróg nie bywało, tylko ścieżyny kręte a ciasne, spędzone gromady w pień stare waliły drzewa i zasiekami spychały je na boki, czyniąc nowe dla wojsk królewskich gościńce. Wszędzie ruszał się lud, gromadziła wrzawliwie