Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 111.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z podziwem i niepokojem. Płoche stworzenie czuło się pierwszy raz w życiu pokonaném, onieśmieloném jakąś siłą, któréj nie pojmowało. Chciała odejść i nie mogła. A gdy staruszek począł zcicha opowiadać o sobie i życiu swém usiadła w nogach jego, by słowa nie stracić.
Tak zszedł wieczór. Przygotowano izbę wygodną po skromnéj wieczerzy, bo innéj przyjąć nie chciał, obie kobiety zaprowadziły go do gościnnéj. Ksiądz Jan prosił o łoże twarde, o pokrycie proste, i nic więcéj. Musiano zrzucić posłanie i zsunąć kotarę.
Ofka sama posługiwała milcząca, a matka wydziwić się nie mogła jéj posłuszeństwu i skromności. Gdy kobiety wysuwały się z izdebki, ksiądz Jan na twardą podłogę kląkł do modlitwy.
— Matuś! — szepnęła Ofka na ucho wdowie — mnie się tak zdaje, jakby Święty Franciszek przyszedł do nas w gościnę. Ja mu nie dowierzam, on gotów w nocy do nieba ulecieć! To człowiek święty, ale ja się go boję. Zimno mi, gdy nań patrzę; zdaje mi się, że czyta w méj duszy i wié wszystkie grzeszne myśli moje.


∗             ∗

Trwały jeszcze pozorne rokowania około pokoju z Krzyżakami, Jagiełło ociągał się z rzuceniem ostatnich kości, trwożąc się nie tyle potęgą Zako-