Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 109.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

częcia, z rozrzewnieniem przypadło rękę starca całować.
— Chodźcie, chodźcie — odezwała się podnosząc Noskowa i biorąc pod rękę księdza Jana — pewnie spoczynku potrzebujecie, widać to po waszéj twarzy.
Uśmiechnął się staruszek.
Piechotą do Malborga, do Matki Boskiéj idę, z naszego Szlązka... o jałmużnie — zaczął mówić usiadłszy. — Aż do progów kościoła anioł mnie stróż prowadził. Przyjmowano po klasztorach, noclegowałem po plebaniach, ludzie karmili dobrzy, jałmużnę miałem nieproszoną. Takem się dowlókł aż do wrót. Tu mnie nieszczęście spotkało. Koń nogę mi zdusił, alem był gościnnie przyjęty..
— A! w Malborgu — zawołała Noskowa — pielgrzymom tylko spoczywać, a używać.
Staruszek nie zaprzeczył.
— Dobrzy byli, miłosierni — mówił daléj — póki zły duch im nie podszepnął, że z Polski szpiegiem być mogę.
Wdowa pobladła.
— Gdyby nie miłosierdzie Boże, byłbym wydany na męki.
Ofka krzyknęła z oburzenia i strachu.