Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 093.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ce, która się czując na oku, z radości i dumy płonęła i uśmiechała się.
— Królewski kąsek!—szepnął niedosłyszanym głosem, a raczéj zamruczał podskarbi.
Wtém matka jéj coś na ucho szepnęła: Ofka skłoniła się jeszcze raz wdzięcznie i jak ptaszek uleciała.
Zakonnik siedział zadumany.
Czego taka kobieta, gdyby rozum miała, dokazać nie może?—mruczał sam do siebie.
— Pani Barbaro!—odezwał się głośniéj—przyszła godzina wreszcie, że Zakonowi za opiekę wywdzięczyć możecie... posłuchajcie mnie. Czasu wojny, kobiety wiele mogą, bo na nie nikt nie patrzy...
Noskowa się zarumieniła.
— Słucham was—rzekła.
— Co uczynicie dla Zakonu—ciągnął podskarbi—to zaskarbicie sobie u Boga i u niego. Czasy są niezwyczajne i do sposobów się trzeba niezwykłych uciekać.
Pochylił się zakonnik niemal do ucha pięknéj wdówki, która z natężoną uwagą i błyszczącemi oczyma słuchała.
— Pani siostro! — rzekł zasłaniając się ręką—musimy do Polski słać listy ważne... Nie