Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 060.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

knechta, aby pierwsze drzwi z zawias poruszyć i poszedł posłuszny.
Gdy i te i drugie się otwarły, a podskarbi krokiem cichym wszedł do sklepu, rozpatrując się w ciemnościach, znalazł staruszka na modlitwie klęczącego. Wkrótce jednak powstał, ręką się opierając o ziemię, bo na nodze dobrze jeszcze oprzéć się nie mógł i na wchodzącego nie patrząc prawie, usiadł na swém twardém łożu. Twarz jego zdradzała ból i wielkie znużenie, po nocy spędzonéj na łożu jak kamień twardém, bez garści nawet słomy pod głową.
Po chwilce podskarbi się zbliżył doń z politowaniem i współczuciem, ręce złożywszy i głowę chyląc na piersi, odezwał się głosem łagodnym:
— Cóżto za nieludzkie obejście! nawet posłania żadnego nie przyniesiono!!
Ksiądz nie mówił nic.
— Jestem jednym z braci zakonnéj...— dodał — szanuję wielce duchownych. Przypadkiem dowiedziałem się, że Waszą Wielebność tu zamknięto, pewnie przez jakąś omyłkę. Wyprosiłem u klucznika pozwolenie widzenia się, może w czém pomocnym być potrafię.
To mówiąc, przysiadł także na drewnianém siedzeniu.